Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

Chciała dodać, „pomocy tych co go skrzywdzili“. Ale w oczach Amelji było tyle bólu, skruchy i serdecznego uczucia, iż Cecylja nie dokończyła słów zaczętych. Hrabianka, złamana chorobą, i żalem, tak niepodobną była do tej dumnej, złośliwej patrycjuszki, którą znała w pałacu Horeckich, że wzbudzała tylko jej litość. Amelja z niepokojem śledziła zmiany wyrazu na twarzy młodej kobiety; cierpienie uczyniło ją jasnowidzącą.
— Cecyljo, Cecyljo! — zawołała boleśnie Amelja wyciągając ku niej ręce — jak wy mnie nienawidzić musicie!
— Kiljan oddawna przestał kogobądź nienawidzić.
— A ty Cecyljo, czyż zdołałaś zapomnieć krzywdy doznanej u nas? ja wiem jak niesprawiedliwie obeszliśmy się z tobą, skoro on cię pokochał i poślubił.
— Ja — odparła z rumieńcem Cecylja — byłam nadto szczęśliwą by o tem pamiętać.
Amelja spuściła głowę na piersi. To szczęście, ona miała je w ręku, i odrzuciła; a teraz zazdrościła tej nędzy, tej choroby, i tego spokoju ducha mieszkańcom poddasza. Nie wiedziała jak dalej przemówić. Spodziewała się wyrzutów, skarg, nienawiści; a spotykała ludzi stojących na takich wyżynach, że dla krzywdzicieli zachowali tylko litość i obojętność. Pogrążona w tych myślach, szukała dare-