Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

Amelja spojrzała na niego zdumionym wzrokiem.
— Kiljanie — zawołała składając ręce — więc ty zapomniałeś, więc mogłeś mi przebaczyć!
On uśmiechnął się zwykłym sobie smutnym, łagodnym uśmiechem.
— Nie mówmy o przeszłości — wyrzekł zwolna.
— Ja muszę o niej mówić, ja po to przyszłam tutaj.
— To na próżno — odparł; zapomnieć nie jest w mocy ani woli mojej, bo to przeciwne obowiązkom człowieka względem samego siebie. Jednak, jeżeli żądasz pani przebaczenia, jeśli czujesz że masz coś względem mnie na sumieniu, to możesz odejść w spokoju; oddawna przebaczyłem wszystkie osobiste krzywdy. Według wielkiej Sprawiedliwości rządzącej światem, złe każde obraca się zazwyczaj przeciwko tym co je spełnili; ja nie chowam nic w sercu ku wam wszystkim. Ale cóż z tego? pomstą jest już zło samo; a jeżeli się nie mylę panno Ameljo — dodał spoglądając na nią — to smutne prawo spełniło się nad tobą. Nie byłaś szczęśliwą.
Było to pierwsze słowo szczerego współczucia, jakie hrabianka Horecka usłyszała w życiu swojem, i wydarło ono z jej piersi łkanie gwałtowne. Tu, przy człowieku którym wzgardziła, przy kobiecie której wyrządziła najcięższą krzywdę, przy ich wygasłem od nędzy ognisku, odetchnęła poraz pierwszy swobodną piersią; poraz pierwszy obwiała ją