Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

chronną. Miał do czynienia z ideą wcieloną, z zimnem przekonaniem.
— Kiljanie — zawołał drżącym głosem zapominając wszystkich ról przybranych i kryjąc twarz w dłonie, jak gdyby już czuł spełnioną groźbę jego, — przez litość, pamiętaj że jestem bratem ojca twego!
— Pamiętam o tem — mówił Kiljan; pamiętam aż nadto, że obsypany dobrodziejstwami jego, zaszczycony ufnością, odwdzięczyłeś się odbierając wszystko mnie ukochanemu od niego, skazując mnie na sieroctwo, nędzę i opuszczenie. Jeżeli nie skonałem z nędzy, jeżeli nie poszedłem na zgubne drogi, nie twoja to zasługa. Ty sam zabiłeś we mnie wszystkie uczucia do których odwoływałeś się po kolei; ty odrzuciłeś pierwszy solidarność między nami, wypierając się pokrewieństwa, którego ja dzisiaj uznać nie chcę; ty zmusiłeś mnie do pogardzenia światem, który ciebie czcił i szanował. Odepchnięty od wszystkich, zmuszony byłem szukać dźwigni w głębi samego siebie, i sąd mego sumienia postawiłem po nad wszystkie prawa i sądy ludzkie. Jednak o przyszłość swoją możesz być spokojnym panie hrabio; kieruje mną przekonanie, ale nie zemsta żadna. Skoro odbiorę prawnie majątek ojca mego, nie ścierpię byś popadł w niedostatek. Oto ostatnie słowo moje, nic go zmienić nie zdoła. Zda-