Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

dną więcej szczyptę kadzidła dorzucił do uwielbień swoich.
Dla Wilhelma katastrofa ta wypadła wcale nie w porę. Śmierć nagła w najzwyczajniejszych okolicznościach zwraca powszechną uwagę i wywołuje komentarze, których teraz więcej niż kiedykolwiek rodzina Horeckich powinna była unikać. Zresztą Wilhelm mógł ganić działania ojca, mógł potępiać czyny jego, ale odnosił z nich korzyść doraźną — a sam nie posiadał ni zręczności, ni zimnej krwi, ni przebiegłej rozwagi cechującej działania hrabiego Feliksa. Starzec złamany niespodzianą przeciwnością, opuszczał grę życia w chwili niechybnej przegranej, a cały ciężar odpowiedzialności nagromadzonej latami bezprawia, przygniatał barki Wilhelma. Daremnie usiłował on wmówić w siebie, że za pomocą nowych zbrodni potrafi podźwignąć straszne dziedzictwo przeszłości; jakiś głos wewnętrzny ostrzegał go, że temu podołać nie potrafi. Jednakże tłumiąc burze niepokoju i trwogi, wrzące w myśli swojej, kryjąc ciemne zamiary pod wymuszonym spokojem czoła, hrabia Wilhelm zajął w obec matki i sióstr, w obec pomieszanych domowników, stanowisko głowy rodziny, usiłując stłumić niewzruszonością przybranej postawy złowrogie szmery, podnoszące się coraz groźniej. Imię Kiljana było we wszystkich ustach; słyszał je wszędzie w koło siebie, w szepcie stłumionym lub w otwartem zapytaniu.