Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo domowe, — bo trudno tym ludziom spoglądającym na siebie wzajem z nieufnością i niechęcią, dać świętą nazwę rodziny, chociaż łączył ich węzeł krwi i wspólne nazwisko. Żaden też z jej członków nie przerywał ponurego i nudnego milczenia tej wykwintnej uczty; a jednak nie brakło tam żadnego zbytku, na który Warszawa zdobyć się mogła w obecnej porze.
Nazajutrz, gdy Cecylja obudziła się po pierwszej nocy spokojniejszego snu, spojrzała w koło siebie ze zdziwieniem jakie wznieca każda niespodziana zmiana losu. Otaczały ją te same bielone ściany, też sprzęty ubogie, a jednak spoglądając na nie czuła się swobodną, szczęśliwą prawie. Zmiana więc była w niej samej, wiara i ufność zastąpiły ponurą rozpacz dni poprzednich; czuła, że nowy żywioł wszedł w jej życie. Cały ten dzień wczorajszy, w którym przechodziła przez tyle uczuć, mglił się w jej pamięci jak sen czarodziejski. Zapytywała znowu samej siebie, kto był ten człowiek łagodny jak kobieta, a jak stal hartowny, który silną ręką odżegnał od niej nieszczęście, i samem ukazaniem się swojem przyniósł jej pomoc i pociechę. Co znaczyło to arystokratyczne nazwisko, jakie zmuszony pytaniami rzucił jej w końcu z rodzajem niechęci? Jakim sposobem syn rodziny Horeckich pracował w zakładzie fabrycznym? Jednak widocznie miał prawo je nosić, bo śmiało spojrzał w oczy Wil-