Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

nakształt tego obłoku wiatrem przegnanego, nie mącąc ducha tak samo, jak te nizkie pary nie zdolne są zmięszać się z promieńmi co błyszczą po nad niemi!
— Czyż tak być powinno? — wyrzekła Cecylja — człowiek wyrabia się pod ręką okoliczności. Bez tego coś pan przechodził wczoraj, czy byłbyś tem czem dziś jesteś?
— To prawda — odparł — jestem niewdzięcznym względem losu. Ale dla czegoż pamięć mięsza mi obecną chwilę, dla czego myślą przychodzi odcierpieć mi znowu to co przebolałem już dawno? A jednak, gdyby to nawet było w mocy mojej, nie wyparłbym się przeszłości, nie przeinaczył jej wolą moją. Bądź jak bądź, onato z rozpieszczonego dziecka zahartowała mnie na człowieka.
— Więc czegoż pan żałujesz — spytała, i umilkła nagle. Przyszło jej na myśl, że wśród tego życia nieznanego jej, on zostawił może miłość jaką i dotąd może nosi w głębi piersi serdeczną ranę, wiecznie krwawą, wiecznie palącą.
Kiljan spojrzał na nią i zrozumiał jak zawsze, bo trwoga i boleść żadna nie miały dla niego tajemnic. Przez chwilę wpatrywał się wgłębie jej źrenic utkwionych w niego tak ufnie, a tak przejrzystych, że na nich myśl każda wypisywała się wyraźnie. Wyciągnął rękę i dłoń jej pochwycił w swoje dłonie, niby rozbitek czepiający się zbawczej kotwicy.