Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Umilkła — i tylko gwiazdy co patrzyły na nich, były świadkami cichych łez rozkoszy, płynących po jej twarzy zrumienionej pierwszem wyznaniem. Serce przy sercu biło silnie, jednozgodnie, i zdało się, że z za tych gwiazd brylantowych spoglądał wszechwładny archanioł miłości, i spłynął pomiędzy nich w promiennej chwale. I nastała cisza długa, jak gdyby czuli wkoło siebie obecność nieśmiertelnego.
Kiljan przerwał ją pierwszy.
— I nie zapytasz mnie o nic Cecyljo? — wyrzekł, ani nawet o tę przeszłość?
— Cóż mi ona znaczy? musiała być szlachetną skoro wyrobiła cię takim jakim dziś jesteś. A zresztą jakiebądź były minione fakta, ja teraz kocham ciebie.
On uśmiechnął się z zachwytem na ten wyraz bezwarunkowej wiary; tylko to jedno serce do niej zdolne było. Wsparty taką miłością czuł się dumnym, wielkim, szczęśliwym, jak prawdziwy pan świata.
— A jednak — odparł — przeszłość moja także do ciebie należeć musi; oddaję ci się cały z tem dziedzictwem życia. Chociażbyś chciała nawet odrzucić je, nie możesz.
— Ja nic nie odrzucam — pochwyciła; masz słuszność, to co jest twojem mojem także być powinno. Ze wspólnego życia, ni wspomnienia ni myśli ża-