Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, toby też wystarczyło — odrzekłem.
— Gdyby pan był, naprzykład, mężem stanu, zawalonym robotą — a tu czas ucieka... Co?
— Tak! Dać wtedy kilka kropli sekretarzowi przywatnemu!
— I zarabiać... podwójnie. A teraz niech pan pomyśli: pragnie pan skończyć książkę...
— Zazwyczaj — odrzekłem — pragnąłbym jej wcale nie zaczynać.
— Albo doktór, zastanawiający się nad śmiertelnym wypadkiem. Albo adwokat, albo ktoś, zdający egzamin...
— Dla tych ludzi — odrzekłem — każda kropla wartaby była gwinei albo i więcej.
— A podczas pojedynku — dodał Gibbern — kiedy wszystko zależy od szybkości, z jaką naciska się cyngiel.
— Albo zasłoni się szablą.
— Widzi pan — mówił Gibberne — gdybym znalazł taki ogólnie przyśpieszający środek, nieszkodliwy dla zdrowia... Tyle tylko, że w bardzo nieznacznym stopniu postarzałby ludzi... Żyłoby się podwójnie w porównaniu z innymi.
— Obawiam się jednak — rozważyłem — czy podczas pojedynku byłoby to lojalne...
— To już jest pytanie dla sekundantów — odrzekł Gibberne.
Znów wyraziłem swą wątpliwość:
— I pan naprawdę myśli, że to jest możliwe?
— Równie możliwe — odrzekł Gibbern, spojrzawszy przez okno na wehikuł, przejeżdżający z hałasem i stukiem — jak autobus. Właściwie...
Zamilkł, uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo i postukał o brzeg biurka swoim zielonym flakonem.