Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/116

Ta strona została uwierzytelniona.

gorącą. Uwaga wszystkich — włączając w to orkiestrę, która po raz pierwszy, jak głosi jej historja, zagrała fałszywie — uwaga wszystkich skupiła się na niezwykłym fakcie oraz na jeszcze bardziej niezwykłem szczekaniu i tumulcie: czcigodny, przetłuszczony szpic, śpiący spokojnie po zachodniej stronie estrady, spadł nagle na parasol damy, siedzącej po stronie wschodniej — i to z osmaloną szerścią, wskutek nieprawdopodobnej szybkości, z jaką leciał przez powietrze. I to w naszych absurdalnych czasach, gdy wszyscy starają się być „psychologiczni“, naiwni i przesądni, ile się tylko zmieści. Ludzie porwali się z miejsc, popychając jedni drugich, poprzewracano krzesła i przyleciał policjant. Jak się zakończyła cała awantura, nie mam pojęcia — za bardzo nam zależało, żeby się stamtąd wycofać i uniknąć pytających spojrzeń starego pana. Jak tylkośmy dostatecznie ochłodli i oprzytomnieli po zawrocie głowy, mdłościach i zamroczeniu umysłu, powstaliśmy z ziemi i okrążając tłum, przeszliśmy poza hotelem „Metropole“ w stronę domu Gibberne’a. Zdążyłem jeszcze usłyszeć wyraźnie, jak pan, siedzący obok damy z podartą przez psa parasolką, rozprawiał się w sposób niezasłużony z człowiekiem, wynajmującym krzesła.
— Jeżeli to nie pan rzucił tego psa — krzyczał — to któż w takim razie?
Nagły powrót znajomych ruchów i dźwięków, zrozumiały w takiej sytuacji niepokój — ubrania nasze były wciąż jeszcze rozprażone do niemożliwości, a przód spodni profesora zwęglił się zupełnie — przeszkodziły mi w zebraniu dokładniejszych obserwacyj, tak, jak tego pragnąłem.
Szczerze mówiąc, nie poczyniłem na powrotnej drodze żadnych spostrzeżeń, któreby posiadały wartość naukową. Pszczoła, naturalnie, odleciała.