Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z wyjątkiem służby — zaznaczył Wish.
— Która śpi w innem skrzydle domu — dodał Clayton. — Tak. Otóż...
Pykał powoli cygaro, jakby zastanawiając się, czy ma mówić dalej. Potem powiedział spokojnie:
— Złapałem upiora!
— Złapał pan upiora?! — rzekł Sanderson. — Gdzież on jest?
A Evans, admirujący ogromnie Claytona, zawołał:
— Złapał pan upiora? Ach, jak to dobrze! Niech nam pan opowie, jak się to stało?
Clayton zgodził się, poprosił tylko, żeby zamknąć drzwi. Spojrzał na mnie, jakby z usprawiedliwieniem:
— Nikt nie podsłuchuje pode drzwiami, to pewne, ale poco straszyć służbę historjami o duchach. Za dużo jest tutaj ciemnych kątów i starych, dębowych buazeryj. A to moje widmo nie było właściwie prawdziwym upiorem. Nie przypuszczam, żeby tu się pojawiło jeszcze kiedykolwiek.
— To znaczy, że pan go nie zatrzymał? — zapytał Sanderson.
— Nie miałem serca — rzekł Clayton.
Sanderson wyraził zdziwienie, myśmy się roześmieli, a Clayton miał twarz zasmuconą.
— Wiem — powiedział, usiłując się uśmiechnąć. — Ale to był naprawdę duch; jestem tego tak pewny, jak tego, że was widzę w tej chwili. Nie żartuję. Wiem, co mówię.
Sanderson zaciągnął się z fajki i utkwiwszy w Claytonie skośne spojrzenie swych czerwonych oczek, zionął cienką smugą dymu, wymowniejszą, niż słowa.
Clayton zignorował ten komentarz.
— Jest to najdziwniejsze wydarzenie, jakie przy-