Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/122

Ta strona została uwierzytelniona.

trafiło mi się w życiu. Wiecie dobrze, że nie wierzę w duchy ani w nic podobnego. Aż tu, nagle, znajduję takiego gościa w kącie i sam muszę się uporać z taką sprawą. Zamyślił się jeszcze głębiej, poczem obciął cygaro zabawnym instrumencikiem własnego wynalazku.
— Mówił pan z nim? — zapytał Wish.
— Przez jaką godzinę.
— Rozmowny! — zauważyłem, stając w obozie sceptyków.
— Biedak był strasznie niespokojny — rzekł Clayton, z lekkim wyrzutem, patrząc na koniec swego cygara.
— Płakał? — zapytał ktoś.
Clayton westchnął głęboko:
— Mój Boże! Tak!
I po chwili:
— Tak! Biedny chłopak!
— Grzmotnąłeś go pan? — zapytał Evans z lekkim amerykańskim akcentem.
— Nie miałem pojęcia — rzekł Clayton, udając, że go nie słyszy — jak nieszczęśliwem stworzeniem może być takie widmo.
I znów pozostawił naszą uwagę w napięciu, szukając po kieszeniach zapałek.
— Miałem nad nim przewagę — dodał wreszcie.
Nie okazywaliśmy zniecierpliwienia.
— Charakter człowieka — mówił — pozostaje bez zmiany, kiedy człowiek zbędzie się ciała. O tem nazbyt często zapominamy. Ludzie o silnej woli i zdecydowanem chceniu stają się duchami silnemi i zdecydowanemi — większość „straszących“ upiorów musi pochodzić od manjaków, monoideistów, ludzi upartych, jak kozły, żeby tak wracać ciągle i ciągle zpowrotem. Ten biedak do takich nie należał.