Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/127

Ta strona została uwierzytelniona.

widmo dziwnie wyglądało na tle miłego, obitego kretonem, pokoju. Miedziane lichtarze, bronzowy ekran przed kominkiem, ramy obrazów — przeświecały przezeń, a on opowiadał historję swego nic nieznaczącego życia, które tak niedawno zakończyło się na ziemi. Twarz jego nie była specjalnie ujmującą, ani uczciwą; ale rozumiecie: będąc tak przezroczysty, mógł mówić tylko prawdę.
— Jakto? — zawołał nagle Wish, wyprostowując się na krześle.
— O co chodzi? — zapytał Clayton.
— Był przezroczysty... musiał mówić prawdę... nie widzę związku! — zauważył Wish.
— Ani ja! — odrzekł Clayton, nie tracąc kontenansu. — Ale tak było, mogę pana zapewnić. Opowiedział mi, w jaki sposób umarł: zszedł do piwnicy ze świecą, gdyż gaz się ulatniał. Oznajmił mi, że był nauczycielem w jednej z prywatnych szkół londyńskich.
— Biedak — powiedziałem.
— Pomyślałem sobie toż samo, a im więcej duch mówił, tem bardziej wydawał mi się godny pożałowania. I w życiu, i poza życiem egzystencja jego nie miała żadnego celu. Mówił niechętnie i o ojcu, i o matce, i o nauczycielach, i o wszystkich, którzy mieli z nim jakąkolwiek styczność. Był nazbyt wrażliwy, nazbyt nerwowy; nikt go nie umiał zrozumieć ani ocenić — zapewniał. Przypuszczam, że nie miał nigdy prawdziwego przyjaciela; nigdy nie zaznał powodzenia. Nie umiał się bawić i ścinał się systematycznie na egzaminach.
— Bywają tacy ludzie — zapewniał. — Ilekroć wchodziłem do sali egzaminacyjnej, zapominałem języka w gębie.
Zaręczył się właśnie — z równie przeczuloną oso-