Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

pacz ducha z tego właśnie powodu, że się tu znalazł. Nieudana próba „straszenia“ przygnębiła go ogromnie. Opowiadano mu, że to będzie „pyszny kawał“; poszedł więc w tej nadziei, tymczasem jedno jeszcze niepowodzenie uwieńczyło jego dotychczasowe rekordy. Uznał sam, że jest zdecydowanym pechowcem. Zapewniał, a ja uwierzyłem mu z łatwością, że wszystko, czego dokonał w ciągu całego życia, nadawało się poprostu na szmelc — i że tak już będzie przez całą wieczność. Jednakże, gdyby ktoś go obdarzył odrobiną sympatji... Urwał, patrząc na mnie wyczekująco. Potem dodał, że choć może się to wydać dziwne, nikt jeszcze, ale to nikt dotychczas nie okazał mu takiej sympatji, jak ja właśnie. Zrozumiałem, do czego zmierza, i postanowiłem uwolnić się od niego czem prędzej. Może jestem brutalem, ale okazać się „jedynym prawdziwym przyjacielem“, zmuszonym wysłuchiwać zwierzeń takiego charłackiego egoisty — było ponad moje siły. Podniosłem się gwałtownie.
— Niech pan się za bardzo nad tem wszystkiem nie rozwodzi — powiedziałem. — Jedyne, co panu teraz pozostaje, to wiać — i to czem prędzej. Niech się pan zbierze do kupy i próbuje!
— Nie mogę! — jęknął.
— Trzeba spróbować!
Zaczął więc próbować.
— W jaki sposób? — zapytał Sanderson.
— Robił passy — odparł Clayton.
— Passy?
— Szereg skomplikowanych gestów i pociągnięć rękami, w ten sposób przedostał się do materjalnego świata, w ten też sposób chciał powrócić na Tamtą Stronę. Boże święty, ile miałem z tem zachodu!
— Tylko, jak może szereg gestów... — zacząłem.