Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pan nie zaczyna — rzekł Wish.
— Ależ, dlaczego?! — zawołał Evans. — Materja jest niezniszczalna. Nie myślicie chyba, że te wszystkie hokus-pokus przesiedlą Claytona do krainy cieniów. Ależ! Niech pan próbuje, panie Clayton, aż się panu nie poobrywają ręce.
— Nie zgadzam się! — zawołał Wish, wstając i kładąc rękę na ramieniu Claytona. — Wierzę w pańską historję i nie chcę, żeby pan robił te sztuki.
— Patrzcie — zawołałem — Wish ma pietra!
— Tak, to prawda — odparł Wish z udaną czy prawdziwą powagą. — Jestem pewien, że jeżeli Clayton wykona te wszystkie ruchy, to — zniknie.
— Nigdy w życiu! — zawołałem. — Jest tylko jeden sposób zejścia z tego świata, a Clayton ma przed sobą najmniej trzydzieści lat życia. Pomyślcie tylko! Coby z niego był za duch!
Wish przerwał mi gwałtownym gestem. Począł chodzić szybko pomiędzy krzesłami i wreszcie stanął przy stole.
— Clayton — zawołał — jesteś szalony!
Clayton, z wesołym płomykiem w oczach, uśmiechnął się do niego.
— Wish ma rację — powiedział — a wy wszyscy jesteście w błędzie. Ale spróbuję! Przerobię wszystkie passy do końca, a kiedy uczynię ostatni — raz, dwa, trzy — dywan okaże się pusty, w pokoju zapanuje zdumienie, a przyzwoicie ubrany jegomość, wagi dziewięćdziesięciu kilo, wpadnie z łoskotem do krainy cieniów. Jestem tego pewny. Dosyć dyskusyj. Zaczynamy doświadczenie!
— Nie! — zawołał Wish, postępując krok naprzód, ale Clayton podniósł ręce i począł wykonywać tajemnicze ruchy.
Znajdowaliśmy się wszyscy w stanie ogromnego napięcia — być może przyczynił się do tego Wish.