Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/153

Ta strona została uwierzytelniona.

przytrafiło się rzeczywiście, pisałyby o tem przed rokiem gazety. Szczególnie trudno mu będzie pogodzić się z faktami, które nastąpią za chwilę, gdyż pomiędzy wieloma innemi wątpliwościami, może on (czy ona) zaznaczyć, że gdyby coś podobnego zdarzyło się naprawdę, jużby on (czy ona) zginął (czy zginęła) przed rokiem, w sposób gwałtowny i niezwykły. Otóż cud, o którym będzie mowa, nie jest wcale nieprawdopodobny i czytelnik (czy czytelniczka) istotnie zginęli w sposób gwałtowny i niezwykły rok temu. W dalszym ciągu opowiadania okaże się to całkowicie jasne i wiarogodne, a każdy czytelnik przy zdrowych zmysłach z łatwością zgodzi się z nami. Cuda, dokonane dotychczas przez mistra Fotheringay’a, były to małe nieśmiałe cuda — takie sobie drobiazgi z wazonem czy bibelotami, coś w rodzaju naiwnych cudów teozoficznych. A choć tak słabiuchne, przejęły lękiem mistra Fotheringay’a. Chciał on przedewszytkiem skończyć ze sprawą Winch’a, ale pastor nie dopuścił do tego. Kiedy już przerobili z tuzin domowych trywialności, upoiło ich poczucie mocy, wyobraźnie poczęły prześcigać się wzajemnie, ambicje zaś wzrosły. Pierwsze większe przedsięwzięcie wywołała mistress Minchin, gospodyni pastora, przez właściwą sobie opieszałość i niedbalstwo. Posiłek, którym mister Maydig poczęstował gościa, był mocno nieapetyczny, a co się tyczy napojów — zupełnie niewystarczający dla dwóch pracowitych cudotwórców. Kiedy siedli, pastor wpadł nawet nie w gniew, ale w smutek, rozwodząc się nad oszczędnościami gospodyni, mister Fotheringay poczuł, że nadarza się okazja.
— Niech pan tylko nie pomyśli, panie Maydig — powiedział nieśmiało — że to z mojej strony poufałość, ale...