Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/157

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jozne! — rzekł triumfalnie pastor. — Czemu nie? Zatrzymaj księżyc!
Mister Fotheringay spojrzał wgórę.
— To jest nie byle co — zauważył po chwili.
— Ale czemużby nie? — nalegał mister Maydig. — On się przecież nie zatrzyma. Zahamuje pan tylko ruch obrotowy ziemi, rozumie pan? Czas stanie. Nic w tem nie będzie złego.
— Hm! Dobrze — rzekł mister Fotheringay. — Spróbuję. Więc...
Zapiął marynarkę i zwrócił się do globu ziemskiego z pełnem zaufaniem we własną siłę: — A teraz dość tego kręcenia się, dobrze?!
W tej samej chwili poleciał głową naprzód przez powietrze, z szybkością dwunastu mil na minutę. Zataczając niezliczoną ilość kół na sekundę, mister Fotheringay myślał. Gdyż myśl jest cudownem zjawiskiem — czasem ciągnie się, jak smoła, czasem jest błyskawiczna, jak światło. Myślał sekundę:
...Chcę spaść żywy i zdrowy. Cokolwiek się stanie, chcę spaść żywy i zdrowy.
Był już najwyższy czas, aby właśnie tego zażądać, gdyż ubranie cudotwórcy, rozgrzane szalonem tarciem powietrza, poczęło się palić. Spadł na ziemię z wielkim rozpędem, nie uczyniwszy sobie nic złego, na świeżo usypany wał ziemny. Wielka masa muru i metalu, przypominająca wieżę kościelną, spadła na ziemię obok niego i odskoczyła, rozprysnąwszy się na cegły, kamienie i odłamki wapna, jak wybuchająca bomba.
Straszliwe uderzenie rozgniotło wielki blok kamienny, jak jajko. Rozległ się trzask i gruchot, wobec którego wszelki hałas, jaki mister Fotheringay słyszał kiedykolwiek w życiu, był szelestem opadającego piórka, a po nim nastąpiła cała serja dalszych trasków i gruchotów. Straszliwy wiatr leciał