Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/158

Ta strona została uwierzytelniona.

przez ziemię i niebo tak, że z wielkim trudem cudotwórcy udało się unieść głowę. Przez chwilę stracił dech i był tak zdumiony, że nie mógł sobie zdać sprawy, gdzie jest i co się stało. Dotknął ręką głowy, chcąc się przekonać, czy ma wszystkie włosy — to był pierwszy jego odruch.
— Boże! — wymówił z trudem, gdyż wiatr wtykał mu zpowrotem słowa do gardła. — To ci dopiero harmider! Coś się popsuło? Burza i pioruny. A przed chwilą śliczna noc! To Maydig namówił mnie na takie głupstwo. Co za wiatr! Jeżeli tak dalej potrwa, na pewno mnie piorun trzaśnie!... Gdzie jest Maydig?
Rozejrzał się dookoła, na ile tylko pozwoliły mu powiewające poły żakietu. Świat wyglądał niezwykle.
— Niebo, zdaje się, jest w porządku — stwierdził mister Fotheringay. — I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ten wściekły wiatr. Księżyc przecież świeci nad głową. Tak, jak przed chwilą. Jasno, jak w południe. Ale jeżeli chodzi o resztę... Gdzie jest miasto? Gdzie jest — gdzie jest wszystko? I skąd się bierze ten djabelski wiatr? Wcale przecież nie kazałem, żeby był wiatr.
Mister Fotheringay stoczył bezpłodną walkę z wichurą, chcąc stanąć prosto, i wywróciwszy się, pozostał na czworakach. Przyglądał się księżycowi pod wiatr, a poły żakietu powiewały mu nad głową.
...Coś się popsuło — myślał. — Ale co? Bóg raczy wiedzieć.
Daleko i szeroko nic nie było widać w oślepiającym zamęcie. Wicher z rykiem unosił mgłę pyłu, wirujące zwały ziemi, stosy podruzgotanych ruin. Nigdzie drzewa, nigdzie domu, nigdzie znajomego kształtu; wszędzie dziki zamęt, ginący w ciemno-