Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie — odpowiedział. — To było szaleństwo. Słowo „widzi“ nic nie znaczy, mniej, niż nic.
Zapytano go jeszcze, co znajduje się w górze, ponad ludźmi.
— Nad światem, na dziesięciokrotnej wysokości człowieka, rozpięty jest dach — dach ze skały — bardzo, dardzo gładki... — Wybuchnął histerycznym płaczem. — Ale nim mnie będziecie dalej pytali, dajcie mi coś do zjedzenia, bo skonam.
Oczekiwał najsroższej kary, ale ten ślepy lud był tolerancyjny. Potraktowano bunt przybysza, jako jeszcze jeden dowód jego idjotyzmu i niższości umysłowej. Wychłostano go i przydzielono do najprostszych i najcięższych robót. Nunez, nie widząc innego wyjścia, wypełniał wszystko z rezygnacją. Chorował przez kilka dni, a ślepcy pielęgnowali go troskliwie. Uczyniło mu to niewolę łatwiejszą. Nalegali jednak, aby pracował w ciemnościach, co było dlań niewypowiedzianie ciężkie. Ślepi filozofowie napominali go za niewybaczalną płochość umysłu i za wątpliwości, dotyczące sklepienia skalnego, które osłaniało ich garnek kosmiczny. Nunez wreszcie począł pytać sam siebie, czy nie pada ofiarą halucynacji, nie widząc nic podobnego ponad głową.
— Tak został on obywatelem Krainy Ślepców i tubylcy przestali stanowić dlań tłum nierozróżniczkowany. Z wieloma ludźmi zeszedł się bliżej. Świat z tamtej strony gór wydawał mu się coraz bardziej nierealny. Poznał bliżej Jakóba, swego pana, człowieka dobrego, gdy nie był rozdrażniony; siostrzeńcem Jakóba był Pedro; najmłodsza zaś córka Jakóba miała na imię Medina-Sarote. Niebardzo ją ceniono w dolinie, gdyż miała wyraziste rysy; tylko gładka, płaska twarz uchodziła wśród ślepców za ideał urody kobiecej. Medina Nunezowi wydała