Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/33

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzisz, kochanie, to jest kretyn. Ma halucynacje. Niczego nie potrafi dobrze zrobić.
— Wiem — płakała Medina-Sarote. — Ale idzie mu lepiej, niż z początku. Staje się rozsądniejszy. I jest silny, tatusiu, i miły — silniejszy i milszy, niż ktokolwiek inny. I kocha mnie i — ojcze, ja go kocham!
Stary Jakób martwił się coraz bardziej, widząc swą córkę niepocieszoną, tem bardziej, że sam — i to było jeszcze gorsze — lubił Nuneza. Pewnego więc dnia udał się do pozbawionej okien sali, gdzie radziła starszyzna, i biorąc udział w ogólnej rozmowie, wtrącił słowo o Nunezie w odpowiednim momencie:
— Stan jego się polepsza. Miejmy nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy będzie równie zdrów, jak my wszyscy.
Po pewnym czasie jednemu ze starców, który umiał myśleć głęboko, przyszedł pewien pomysł do głowy. Był on wielkim doktorem wśród tego ludu, największym lekarzem, miał umysł wynalazczy i filozoficzny. Perspektywa uwolnienia Nuneza od jego dziwnych właściwości szczególnie pociągała mędrca. Pewnego dnia, w obecności Jakóba, skierował rozmowę na temat Nuneza:
— Zbadałem Bogotę — oświadczył — i rozumiem, co mu dolega. Przypuszczam, że potrafię go wyleczyć.
— Spodziewałem się tego! — zawołał stary Jakób.
— Ma on zajęty mózg. — Oświadczył ślepy doktor.
Wśród starców rozległ się szept aprobujący.
— Otóż, co wywołuje tę chorobę? — ciągnął filozof.