Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/50

Ta strona została uwierzytelniona.

wytłumaczony sposób. Nagle spostrzegł, że na deskach pokładu roją się czarne, ruchliwe plamki.
Te plamki pochłonęły całą jego uwagę. Poruszały się one w promieniu ciała leżącego człowieka, nakształt — to porównanie nagle zjawiło się w myślach Halroyda — tłumu, rozproszonego dokoła areny, po skończonej walce byków.
Spostrzegł, że Gerilleau stał przy nim.
— Kapitanie — rzekł Holroyd. — Czy ma pan lornetę? Czy może ją pan nastawić tak, żeby barkę widać było równie dobrze, jak tę tu podłogę?
Gerilleau wykręcił szkła, zamruczał i podał mu lornetę.
Nastąpiła chwila skupionego badania.
— To są mrówki — powiedział Anglik i oddał lornetę kapitanowi Gerilleau.
Miał wrażenie, że widzi masę wielkich, czarnych mrówek, różniących się od zwykłych tylko wielkością; niektóre największe były jakgdyby przyodziane w cóż szarego. Holroyd przyglądał się im jednak nazbyt krótko, aby zauważyć szczegóły. Głowa porucznika da Cunha pokazała się z za burty stateczku. Wywiązał się krótki dialog.
— Niech pan wejdzie na „cubertę!“ — zawołał Gerilleau.
Porucznik zaoponował, mówiąc, że barka pełna jest mrówek.
— Ma pan przecież wysokie buty — odrzekł kapitan.
Porucznik zmienił temat rozmowy.
— Ale w jaki sposób zginęli ci ludzie? — zapytał.
Kapitan Gerilleau zapuścił się w hipotezy, których Holroyd nie mógł już zrozumieć, i dwaj oficerowie poczęli dysputować z rosnącą gwałtownością, Holroyd podniósł znów do oczu lornetę i zre-