Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/63

Ta strona została uwierzytelniona.

góry za poważnie — powiedziałem — to jest drobiazg; należy je brać na wesoło.
Spojrzeli na mnie okrągłemi ze zdziwienia oczyma.
— Nie bawi mnie wcale cały uroczysty zamęt, jaki dokoła tego wszystkiego czynicie. Alpiniści dawnego autoramentu szli w góry z kijem, liną i lekkiem sercem. Taki też jest i mój stosunek do tych spraw.
— Ale nie nasz! — powiedział jakiś ugotowany na czerwono bohater wysokogórski, cały w pęcherzach i z łuszczącą się skórą. Powiedział to w sposób, który miał być miażdżący.
— Mój pogląd jest słuszny — powiedziałem pogodnie, wypuszczając kłąb dymu z mojej higjenicznej fajki.
— Jak pan będzie miał trochę więcej doświadczenia, osądzi pan trafniej — rzekł inny przywiędły młodzieniec, z małą, szarą bródką.
— Doświadczenie nigdy mnie niczego nie nauczyło — odpowiedziałem.
— To widać — powiedział ktoś i odwrócił się. Przyjąłem to z idealnym spokojem.
— Mam zamiar pójść na Märderberg, nim stąd wyjadę — rzekłem z flegmą i wywołałem sensację,
— A kiedyż pan wyjeżdża?
— Za tydzień albo coś w tym guście.
— To nie jest wspinaczka, na którą może się ważyć turysta w pierwszym roku — powiedział łuszczący się jegomość.
— Pan już zupełnie nie ma na to danych.
— Żaden przewodnik z panem nie pójdzie! Zwarjowany pomysł.
— Przechwałki.
— Chciałbym widzieć, jak on to zrobi!