Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/72

Ta strona została uwierzytelniona.

zniknęły, słońce paliło mocno, a myśmy stali w górze, jakby pilnując całej Szwajcarii. Hotel „Magenruhe“ mieliśmy pod nogami, zakrywały go poprostu nasze podbródki. Przycupnęliśmy na kamieniach i przewodniczący, oraz tragarze znów musieli poprzestać na imbirówce i jarskich butersznytach. Ja tymczasem wycinałem i wydrapywałem napis, głoszący, żem wszedł na skałę, odżywiając się higjenicznie, i zauważyłem trafnie, że w tej dziedzinie osiągnąłem rekord, który mi trzeba przyznać. Widok na pola śnieżne, leżące z północno-wschodniej strony zbocza, był niezmiernie pociągający, zapytałem też głównego przewodnika, czemu nie praktykuje się tego wejścia. Zaczął mi mówić coś o przepaściach w swoim szczególnym, jakoby niemieckim języku.
Dotychczas wejście nasze odbywało się bardzo porządnie, choć w tempie raczej powolnem. Dopiero przy schodzeniu zdobyliśmy się na nieprzewidzianą oryginalność. Nie chciałem ciągnąć zpowrotem liny poprzez górne złoże śnieżne, gdyż ręce i nogi mateczki były zimne; poleciłem jej, aby poskakała trochę dla rozgrzewki. Nagle, zanim zdążyłem czemukolwiek zapobiec, matka poślizgnęła się i potoczyła wdół po pochyłości, torując sobie drogę aż do owej osławionej przepaści.
Nie upłynęła chwila, kiedy pomknąłem za nią, z podniesionym czekanem, ślizgając się po śniegu. Nie zdaję sobie sprawy, jak właściwie miałem zamiar postąpić, ale przywidziało mi się, że trzeba ją przegonić i zahamować.
W każdym razie, nic z tego mi się nie udało. Po dwudziestu sekundach przewróciłem się i po leciałem wdół na siedząco, nie kontrolując więcej swoich ruchów.
Największe odkrycia są dziełem przypadku i twier-