Strona:PL Wyspiański - Dzieła malarskie.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

„Ja nie. Ja pisuję na wyrywki. By zacząć tworzyć, muszę wpierw ustalić dwie rzeczy: linję i ton. Gdy to mam, reszta jest już rzeczą wykonania. Linja zarysowuje się w mej myśli przeważnie, jako sklepienie ciosowe, w którem zgóry widać rozmiar, kształt i miejsce każdego kamienia. Skoro to wiem, jest mi już obojętne, w jakim porządku obrabiam kamienie. Zwykle zaczynam od środkowego, od zwornika.“
Nie zwróciłem wówczas uwagi na znamienny szczegół, że do określenia swej twórczości pisarskiej Wyspiański używał wyrazów, zaczerpniętych z dziedziny malarstwa, muzyki i architektury: linja, ton, sklepienie. A gdy dziś tę rozmowę wspominam, nasuwa mi się uwaga, że rzeczywiście w każdem dziele Wyspiańskiego tkwi ten szkielet zwarty i potężny, murowany z ciosu. Lecz nie w każdem jednakowo widoczny. W niektórych zarysowuje się jasno i wyraźnie, iż z łatwością wspiera się na nim myśl widza czy słuchacza; w innych doszukiwać się go trzeba mozolnie, gdyż wyobraźnia poety, podczas „obrabiania kamieni“, pokryła je rzeźbami z takim nadmiarem bogactwa, iż zamąciły i zatarły tę linję sklepienia podstawową. I, gdyby po widoczności tej linji sądzić o doskonałości skończonego dzieła, wnosićby można, że jednak Wyspiański — wykonawca opanował sztukę plastyczną w stopniu najwyższym, że stała się w jego ręku najpowolniejszem, najsprawniejszem narzędziem na usługach ducha. Mówię Wyspiański-wykonawca, gdyż Wyspiański-twórca jest zawsze jeden, we wszystkich dziedzinach równie jednolity i wielki.
A teraz epizod inny, oświetlający Wyspiańskiego nie w natchnieniu, lecz w życiu codziennem, w chwili tak powszedniej, że bodaj takie Homer obierał na drzemkę. Było to pod koniec zeszłego wieku; młody Wyspiański przyszedł do muzeum Narodowego w Krakowie oglądać świeżo urządzoną salę Matejki. Jak mu się podoba? Nieźle. Ale on urządziłby to inaczej. Nikogo to nie dziwiło. Wyspiański zawsze wszystko urządziłby inaczej, przerobiłby na kopyto własne. Wszak złośliwi mawiali, że już w pierwszym dniu stworzenia byłby przerwał Stwórcy wykrzyknikiem: „Nie tak, Panie Boże!“ Ale Wyspiański nie ogranicza się do negatywnego „inaczej“. Opowiada, jak być powinno: obrazy Matejki pośrodku, dobrze; ale wkrąg ich zawiesić należy obrazy innych, na których tle wystąpiłaby wyraźnie odrębność twórcza Matejki. I jął określać każdy obraz z osobna: całą ich gamę. Ktoś zauważył, że takich obrazów znaleźćby można parę, lecz innych niema. Wyspiański wzruszył ramionami: taki drobiazg! Cóż łatwiejszego, jak je wymalować.
Bo i w chwili tak banalnej, jak zwiedzanie nowootwartej sali, wiecznie działający aparat twórczy Wyspiańskiego nie spoczywał. I z bezwzględnością twórcy podporządkowuje zaraz myśli własnej wszystko: całe Muzeum z obrazami, wszystko to zagarnia dla siebie, jako własne tworzywo surowe, które wyobraźnia jego wnet przetapia na nową zjawę, — na ścianę-obraz-dramat: duch Matejki, zmagający się ze sztuką i umysłowością współczesną. Ma już linję i ton, reszta już tylko rzeczą wykonania!
Minął lat dziesiątek. Wyspiański jest już złamany chorobą, lecz duchowo potężny, jak nigdy. Jest to epoka twórczości gorączkowej. Równocześnie maluje obrazy, pisze dramaty, komponuje witraże, dekoracje ścienne, sprzęty domowe, zabiega o dyrekcję teatru, inscenizuje dramaty, przygotowuje repertuar na pięć miesięcy, a pod datą jednego dnia (27 grudnia 1904) zapisuje: „oddaję ,Hamleta’ do druku ,Klątwa’ wyszła“; a w dwa dni później: „piszę I akt ,Odyssa‘, zaczynam II“; nazajutrz: „kończę akt II ,Odyssa‘, zaczynam III“; znów nazajutrz: „kończę akt III, Ekielski przynosi model Akropolis.“ Spotkawszy go w tym czasie, zagadnąłem o politykę. Słuchał uważnie, poczem rzekł:
„Wie pan, ja chciałbym objąć redakcję dzienników krakowskich.“
„Którego dziennika?“
„Mówię dzienników krakowskich“, — wszystkich, od „Czasu“ po „Naprzód“. Chciałbym pokazać, jak każdy z nich winien być redagowany ze swego stanowiska.“