zegarek, ten łańcuszek i breloki, to pamiątka od mej żony z czasów, kiedy jeszcze szalała za mną... Może jeszcze kiedyś przebaczy mi moje winy... Ale nigdyby mi nie przebaczyła rozstania się z tem cackiem, z którem łączy ją wspomnienie miłości... Kazała mi przysiądz, gdy mi go dawała, że go zachowam dla jej syna, jeżeli nie będziemy mieli dzieci...
— Cały romans czuły!... — wyrzekł Klaudyusz drwiąco.
— Zapewne, ale będę potrzebował swej żony w swoim czasie i nie chcę jej zranić śmiertelnie dla takiej bagateli. Ogranicza mnie w wydatkach, to prawda, ale zresztą moja to wina, nadużywałem jej zaufania, przepuściwszy trzy czwarte jej posagu. Ale gdy będę uległy, wkrótce pogodzę się z żoną i będę mógł dostać w swe ręce resztę. Rozumiesz mnie.
— Rozumiem, że masz słuszność — odparł Klaudyusz, który wziął zegarek i przyglądał się brelokom, jako amator.
— Prawdziwe klejnociki.. To kosztowało sporo pieniędzy.
— Tak.
Robert wskazał na jeden z breloków.
— Spójrz na tę pieczontkę to prawdziwe cudo...
— Lew, trzymający w szponach szmaragd... Cyzelowany ręką mistrza.
— Szmaragd jest nowoczesny, ale oprawę przypisują Benvenutowi Cellini...
— Doprawdy to możebne... Co znaczą te dwie litery H. N. wyryte? To nie twoje cyfry.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/132
Ta strona została skorygowana.