matka żyje, ale nic jeszcze nie dowodzi, aby umarła. Bezwątpienia można będzie odnaleźć jej ślad... Dawniej mogła cię przeklinać, kiedy zawiniłaś, ale dziś, widząc niewinne dziecko, małego aniołka, takiego, jak Marta, jakże mogłaby nie przebaczyć?
— Nie — odparła Germana głosem głuchym — ona mi nie przebaczy, bo ja nie zasługuję na przebaczenie.
— Serce matki zawiera w sobie skarby pobłażliwości...
— Ja nie zasługuję na przebaczenie — powtórzyła umierająca.
— Ale — zapytał doktór — wszak żyje ojciec dziecka... Czy do niego nie udawałaś się wcale?
— Nie wiem, gdzie się znajduje.
— Ale przynajmniej wiesz, jak się nazywa...
— Na imię mu Gabryel.
— To tylko imię... Ale nazwisko?
— Choć to nieprawdopodobne, nie wiem.
— Nigdy ci go nie powiedział?
— Nigdy.
— Przecież pytałaś zapewne? — Nie.
— Dlaczego?
— Nie śmiałam!.. Zresztą co mnie to obchodziło?.. Dla mnie był Gabryelem... to mi wystarczało... nie wątpiłam w jego uczciwość... byłam zaślepioną... byłam szalona...
Germana była jakby wyczerpaną.
Zamknęła oczy i głowa jej blada opadła na poduszki.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/16
Ta strona została skorygowana.