Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

— Przyjmuję to zadanie, a mój przyjaciel będzie mi wdzięczny...
— Aż do śmierci! — zawołał Gabryel, ściskając rękę Ryszarda.
— A teraz — podjął przemysłowiec — nie należy nic pozostawiać przypadkowi — nie wiadomo, kto żyć będzie, a kto umrze; przyjmuję depozyt, ale muszę go zapisać w swych książkach na czyjś rachunek...
— To prawda — odrzekł oficer marynarki.
— Ale tu się zaczyna kłopot — ciągnął dalej Ryszard. — Zrozum mnie dobrze, pani Weroniko. Potrzeba, dla rodziny pana Savanne, dla pamięci jego żony, ażeby nikt w świecie nie mógł podejrzewać istnienia dziecka, które Henryk Savanne mógłby nazywać siostrą.
— O! tak, niech tajemnica będzie dobrze zachowaną, nie przez wzgląd na mnie, ale dla mego syna, dla mego brata, którzyby nie mogli zachować dla mnie szacunku! — zawołał Gabryel. — Pani Sollier, odwołuję się do szlachetności pani.
— Tajemnica będzie zachowana, przyrzekam panu — odpowiedziała Weronika.
— W jakiejkolwiekbądź okoliczności?
— Tak... Przysięgam na grób Germany i na głowę Marty!..
— O! dziękuję! dziękuję!
— To wcale nie usuwa trudności — wtrącił Ryszard Verniere.
— Czy wzmianka — Depozyt nieznajomego wystarczyłby w tych książkach? — zapytał Gabryel.