Kiedy był przy mnie, kiedy mówił do mnie, nic nie istniało dla mnie, prócz niego... nie miałam ani woli, ani sumienia, kochałam go... Powiedział mi swoje imię, „Gabryel“. Nie pytałam go o nazwisko... Co mnie ono mogło obchodzić?.. Jego tylko widziałam, żyłam tylko moją miłością. Wiedziałam, sam mi to powiedział, że miał posadę w ministeryum marynarki.
Pewnego dnia oznajmił mi, że opuścić musi ministeryum i powrócić do Tulonu, dokąd go powołują obowiązki wojskowe. Ta wiadomość dla mnie była tak strasznym ciosem, że myślałam, iż umrę... Oświadczył mi, że nie może oznaczyć, jak długo potrwa jego nieobecność, i zapytał, czy chcę mu towarzyszyć.
Od miesiąca oddałam mu się... Należałam do niego nie tylko sercem... Byłam jego kochanką, a raczej byłam jego sługą, jego niewolnicą... Propozycya, jaką mi uczynił, wydawała mi się niezbitym dowodem potęgi jego miłości; towarzyszyć mu to znaczyło zająć miejsce w jego życiu w sposób stanowczy.
Nie zawahałam się nawet i uradowana opuściłam mieszkanie matczyne, nie myśląc nawet o tem, że odjazd mój może zabić moją biedną matkę...
O! wszystko, co odtąd wycierpiałam, na to zasłużyłam!.. Nie mam prawa na to się skarżyć!.. Pojechaliśmy... W Tulonie Gabryel wynajął mi małe mieszkanko, gdzie przepędzał godziny wolne od pracy... To trwało tak przez rok cały. Zbliżaliśmy się do końca roku 1885, liczyłam dwadzieścia i pół lat i miałam zostać matką. Powiedziałam mu o tem... Wtedy odegrał względem mnie nikczemną komedyę.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/20
Ta strona została skorygowana.