Ztąd na ulicę Hordoin zaledwie pięćdziesiąt kroków...
Przejdziemy sami...
Życzono sobie dobrej nocy i pożegnano się.
W kilka minut później babka z wnuczką wróciły do swego mieszkania.
Weronika położyła zaraz do łóżka dziecko zmęczone i senne.
Potem pozamykała drzwi i sama się zabrała do spoczynku.
Była właśnie godzina trzy kwadranse na dziesiątą, jak wskazywał zegar ścienny, na który spojrzała.
∗
∗ ∗ |
Grivot dostał się do swego mieszkania, otworzywszy drzwi z hałasem, tak, ażeby wiedziano o jego powrocie. Potem, nie zapaliwszy światła, zaczął po omacku szukać w komodzie, wyjął rewolwer dużego kalibru, który zrana zaopatrzył w sześć naboi.
Wsunął broń do kieszeni, wyszedł pocichu z pokoju, bez żadnego szmeru, na palcach, ze schodów i skierował się ku dziedzińcowi, gdzie miał schowany welocyped.
Wziął go na ręce i wydostał się przez sień na wybrzeże Sekwany.
Tu dosiadł roweru i szybko pomknął nad brzegiem rzeki, dążąc na umówione miejsce spotkania z Robertem, swoim wspólnikiem zbrodniczych planów.
Czas był okropny.
Termometr wskazywał czternaście stopni niżej zera.
Wicher ryczał ponuro.