Grivot poomacku poszukał kłódki, przytrzymującej obie części łańcucha, wiążącego te wrota. Pochwyciwszy ją, wydobył z kieszeni klucz, włożył go do kłódki i otworzył. Łańcuchy opadły, a wrota obróciły się na zawiasach.
Dwaj łotrzy weszli.
Skradając się wzdłuż murów fabrycznych, dostali się wreszcie pod wysoką bramę fabryki Ryszarda Verniere, w której się otwierała mała furtka.
— Co to znaczy nauczyć się ślusarstwa! — odezwał się majster pocichu. — Od jednego zamachu wykonałem wszystkie te klucze, a przecież to nie taka łatwa robota.
Dzięki drugiemu kluczowi podrobionemu, także dziełu Grivota, brama fabryczna otworzyła się odrazu.
Wtedy Klaudyusz i Robert udali się drogą wybrukowaną, prowadzącą od tej bramy do wyjścia z ulicy Hordoin, po prawej zaś i lewej stronie wznosiły się warsztaty.
— Zostawiam bramę nawpół otwartą — odezwał się Klaudyusz. — Na wszelki wypadek... Łatwiej ją zatrzasnąć niż otworzyć.
Wicher, jęcząc, bębnił wściekle po dachach warsztatów.
— Zaraz będziemy na miejscu — podchwycił majster — chodźmy.
Szli dalej z wielką ostrożnością i przybyli do palisady, która oddzielała warsztat od mieszkania Ryszarda Verniere.
Płomyk gazowy palił się ciągle po nad mieszkaniem Weroniki, ale wiatr tak nim wstrząsał, że chwilami podwórze było zaledwie oświetlone.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/225
Ta strona została skorygowana.