Robert machinalnie spełnił to polecenie i powrócił do żony, która stanęła, zwrócona tyłem do kominka.
— Odwiedziny twoje nieoczekiwane dziwią mnie mocno, choć mi są przyjemne — wyrzekł. — Zapewne nie są bez powodu...
— Tak.
— Pragnąłbym go poznać.
— Mam ci zadać kilka pytań.
Robert nadstawił uszu.
— Pytań? — powtórzył.
— Tak.
— To wypytuj, moja droga przyjaciółko, a ja ci chętnie odpowiem.
— Wszak, jadąc do Paryża, miałeś na celu widzenie się z bratem, Ryszardem Verniere, w Sain-Ouen?
Pomimo panowania nad sobą nędznik nie mógł powściągnąć drżenia prawie niedostrzegalnego.
Ale miał się na baczności i tonem najnaturalniejszym odpowiedział:
— Tak to był mój cel, jak wiesz o tem wybornie, lecz dziś zrana wyłuszczyłem ci powody, które mi przeszkodziły w wykonaniu mego projektu. Zapewne nie zapomniałaś objaśnień moich i nie rozumiem, dlaczego wracasz znów wieczorem do tego przedmiotu, dla mnie osobiście niemiłego.
— Zrozumiesz wkrótce.
— Bardzo będę rad, zapewniam
cię.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/365
Ta strona została przepisana.
LIII.