Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/371

Ta strona została przepisana.

— I masz tę śmiałość?
— Mam.
— Jesteś szaloną!
— Nie, ja nie jestem szaloną... tylko nie jestem już ślepą... i wiem, żeś do wszystkiego zdolny, i znam cię zbyt dobrze, ażebym mogła zachować choć cień wątpliwości. Pojechałeś do Paryża dla popełnienia tej zbrodni i spełniłeś ją!..
Robert widział przed oczyma czerwono w tej chwili, jak to się mu wydarzyło już w gabinecie brata, gdy tenże wyrzucał mu nikczemną przeszłość.
W ciągu sekund kilku pani Verniere znajdowała się w niebezpieczeństwie śmiertelnem.
Ale zastanowienie powstrzymało nędznika.
Zabić żonę byłoby to się zgubić, nie zachowując dla siebie ani odrobiny ocalenia.
Miał siłę powstrzymać się i, skrzyżowawszy ręce na piersi w postawie wzgardliwej, wzruszył ramionami.
Aurelia ciągnęła dalej:
— Odgaduję, co zaszło... Poszłeś do brata, ażeby odegrać przed nim komedyę żalu i skruchy, do jakiej jesteś przyzwyczajony... On, widząc, że go chcesz oszukać, odepchnął cię, jak na to zasłużyłeś... zdemaskował cię... Wtedy ciebie opanował wściekły gniew... Tam, przed oczyma twojemi, stała kasa, a wiedziałeś, że pełna. Nie mając pieniędzy, nie mogąc liczyć na moją słabość, powiedziałeś sobie, że, zabijając Ryszarda i okradając go, będziesz miał zarazem zemstę i bogactwo... Myśl o morderstwie weszła w ciebie i już cię nie opuściła... Nie mogłeś działać sam... potrzeba ci było wspólnika, tego wspólnika