Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/417

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję ci! — odrzekł Robert obłudnie — te poczciwe słowa podwajają moją odwagę i wolę... Zaufanie, jakie mi okazujesz, nie dozna zawodu. Fabryka w Saint-Ouen odrodzi się ze swych popiołów i wkrótce, zaręczam, warta będzie miliony.
— Wtedy ja ci dziękować będę, Robercie, w imieniu syna mego i twojej synowicy, bo również spłacisz dług, względem pamięci twego nieszczęśliwego brata...
— Czy Filip wie o twoich projektach? — zapytał morderca Ryszarda.
— Tak.
— I pochwala je?
— Z całego serca.
— Więc co mamy czynić?
— Najprzód udamy się do pana Savanne, ażeby mu oznajmić, co zostało ułożone. Następnie ja pojadę do Nancy, a ztamtąd do Berlina. Filip pozostanie z tobą.
— Po co ta podróż tak spieszna?
— Krótko ona potrwa, ale jest niezbędną. Przedsiębiorstwo, któremu masz się poświęcić wraz Filipem wymaga pieniędzy uruchomionych... Zaciągnę pożyczkę na me dobra w Niemczech i w Alzacyi-Lotaryngii i dam polecenie, aby je sprzedano... Odtąd mieszkać będziemy we Francyi, i tylko we Francyi, czego pragnęłam od tak dawna.. Z Nancy lub z Berlina przyślę ci pieniądze. Spodziewam się, że moja obecność dłużej nie potrwa nad tydzień... Potrzeba nam domu, mało oddalonego od fabryki w Saint Ouen... Jeżeli znajdziesz coś odpowiedniego, kup natychmiast... A teraz ubierz się... Ja też to uczynię i pójdziemy do pana Savanne.