Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/428

Ta strona została przepisana.

— E! mój komendancie! — odparł mańkut — czy to nie zupełnie naturalne! przecież jedni drugim pomagać winni na tym świecie?
— To prawda, piękna to zasada, ale jak mało ludzi myśli o stosowaniu jej w praktyce. Więc pożar fabryki był rezultatem zbrodni, a nie wypadku, i właściciel fabryki pan Ryszard Verniere rzeczywiście został okradziony i zamordowany?
— Tak, mój komendancie, równocześnie z odźwierną, której oto ta wnuczka.
I wskazał Martę, której to wspomnienie zapełniło oczy łzami.
Obie panienki ucałowały ją, pocieszając.
Komendant zaczął wypytywać Magloira, który mu opowiedział pokrótce wzruszające szczegóły z owej nocy zbrodni.
Kiedy skończył mówić, stary oficer, wzruszony wielce tem opowiadaniem, zawołał:
— Ależ ty jesteś wyjątkowym człowiekiem!
— A to dlaczego, mój komendancie? — zapytał naiwnie mańkut.
— Jakto, dlaczego? Ale dlatego, żeś wziął do siebie tę małą dziewczynkę? Stwarzasz sobie obowiązki, którym twoja katarynka z trudnością będzie mogła nastarczyć... Ale to dobrze, mój dzielny wojaku!.. To podobne do szaleństwa!.. Ale to ci szczęście przyniesie!
Mówiąc to, komendant otworzył portmonetkę.
Wyjął monetę złotą i wsunął ją do ręki Marty, której twarzyczka oblała się rumieńcem.