25 Septembra 1839 r.
Drogi mój Edwardzie! Są pewne uderzenia moralne; którebym rad nazwał elektrycznemi w krainie ducha. Jedną z takich iskier wziąłem w serce wczoraj, gdym z twego listu się dowiedział, że za kilka dni przestąpisz jeden z progów życia, jeden mówię, bo kilka jest porohów na tym Dnieprze: ale ten jeden, choć wieńczony girlandami, choć liściami róż osypan, nie mniej jednak uroczysty, poważny, wielki, od innych, które zowią się urodzeniem i śmiercią. Pierwszą myślą było, nie myślą, raczej pomimowolnym instynktem, ścisnąć mocno ręce i wymówić w duszy imię Boga, otoczone prośbą za ciebie i życzeniem, byś raz wstąpiwszy w jedność szczęścia, ciągle w tej jedności dotrwał, i wziął tyle ile dajesz, i dał tyle ile weźmiesz. Znam tę, która, gdy ten list odbierzesz, już imię twoje nosić będzie; znam ją z wieści i z opisu mi uczynionego przez osobę, która ją często widywała i zwykła ją nazywać aniołem skromności i słodyczy.
Jest tu wielka katedra, jedyna ze wszystkich katedr średnich wieków, bo zupełnie dokończona, a wiesz że