Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/109

Ta strona została przepisana.

Na ramiona spadały kruczych włosów sploty
Na licach kwitła róża, a w całym uroku
Odbijał błękit niebios, w najpiękniejszem oku;
Ona, zdaje się była miłém snu zjawieniem,
Pierwszém uczuciem w życiu i pierwszém wrażeniem,
Osłodą i ozdobą splecionego wieńca,
Z niewielu dni szczęśliwych zgasłego młodzieńca.
Ona, była mu gwiazdą na obłędném morzu,
Jej promień mu przyświecał na życia bezdrożu,
Jej obrazem dalekie ożywiał pustynie,
Do niej wzniósł myśl ostatnią w ostatniej godzinie;
I gdy świat sobie tworzył w miłości iskierce,
Dla czego krwi kropelka padła na jej serce?...
Onaż przyczyną zguby?... nie, to być nie może:
Bóg nie mógł wad zostawić w tak cudnym utworze.
Ale pewniej, ta postać anielska kobiety,
Nie była dziełem ziemi ale snem poety,
Potrzebą duszy, pięknym życia ideałem,
Myślą wydartą niebu młodzieńczym zapałem;
On, jak drugi Pigmalion z natury powicia
Dobył piękność — ukochał — lecz nie mógł wlać życia.
I szukał własnej zguby, — tak... to trafu siła,
Krwi kroplę w chwili skonu na obraz rzuciła.

11.
To wszystko, co zostało z młodzieńca pamiątek.
Lecz dla czego wzniósł rękę na dni swoich wątek,