Postać się krzyża i zaklęć nie boi.
Podjechał bliżej... i poznał z paiża
Że to był rycerz... więc, miał się ku zbroi —
Rycerz kirysem czarnym był okryty,
Tylko mu z hełmu lśniał dyament z pod kity.
„Kto jesteś?“ spytał czarny nieznajomy —
„Jan z Kępy!“... — odparł krzyżownik mu śmiało.
„Janie! krwi twojej nie jestem łakomy,
Włóż miecz do pochew, i posłuchaj mało:
Strudzony jesteś i dróg nieświadomy,
A z puszczy tobie nie wybrać się cało;
Jedź za mną, ja ci ukażę gospodę
Kędy posiłek znajdziesz i wygodę.“
Długo rycerze jechali w milczeniu
Nim się w głęboką spuścili dolinę...
Spocząwszy nieco przy rwistym strumieniu,
Weszli na lepiej utartą drożynę;
Już z chat, w wąwozu kryjących się cieniu,
Pierwszy kur zapiał północną godzinę,
Kiedy wstępując na szczyt stromej góry,
Ujrzeli zamek z warownemi mury.
Trzykroć przewodnik zatrąbił, — wzniesiony
Padł wzwód z łańcuchów z przeraźliwym brzękiem;