Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/145

Ta strona została przepisana.

«Przez cnoty, — z ziemi, wyswobodź się kaju, —
«Przez umartwienia — panuj twemu ciału;
«Przez miłość ludzi, przez poświęceń próby,
«Miłości własnej otrząśnij rachuby;
«Wówczas, — twa dusza z pyłów oczyszczona,
«W takie cudowne kształty się przemieni,
«Że od słonecznych jaśniejsza promieni,
«Wróci, odpocząć u mojego łona.
«Lecz gdy twą duszę, brudna żądza splami,
«Gdy ją zbezecnisz i zczernisz zbrodniami,
«W gad ją obrzydły zamienię — i strącę
«W bezdenną przepaść, — otoczę ją cieniem,
«Będę ją dręczyć trawiącym płomieniem,
«Dam jéj form tysiąc i przez lat tysiące,
«Dźwigać się musi, nim spojrzy na słońce.
«Człowieku! pomnij!... żywot twój nie długi,
«A ziemia! — twém polem zasługi.»

X.

Mgły całkiem spadły, — jam teraz na ziemi. —
Spojrzałem w przestrzeń... przed oczyma memi,
Góry i skały — przez skał rozpadliny,
Noc, w kraj podziemnych uchodziła cieni;
Gór wierzchy — z srebrnych i złotych promieni,
Garnęły światło do siebie, — doliny
W porannym jeszcze drzemały pół-zmierzchu.

Na bliskiéj skały niedostępnym wierzchu,
Orzeł — han stepów powietrznych — nocował;
Z piór swych otrząsał rosę, ostrzył szpony