Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/147

Ta strona została przepisana.

Niby sny ziemi dziewicze, majowe,
Brały na siebie obsłonki tęczowe,
A odkrywając wód powierzchnią szklanną,
Szły jak dym lekki wonnego kadzidła;
Może duch ziemi, jasne wziąwszy skrzydła,
Unosił w niebo modlitwę poranną. —

XI.

Wzrok mój, — co po gór czepiał się wyżynie,
Jak koń stepowy, rzucił się w pustynie...
Pustynia dzika, piaszczysta, płonąca,
Jak twarz Mongoła spalona od słońca;
Ludów wędrownych i wichrów nie mało
Przez jéj powierzchnią bezpłodną przewiało;
Starły się ślady... tylko uroczyska
Szepcą ci jakieś nieznane nazwiska
Co w nich przymarły... Zaciekłość uczona,
Próżno oskardem o ich grzbiet uderzy —
Już nie dobędzie przeszłości z ich łona,
Ani zagasłych zdarzeń nie odświeży;
Wieszcz chyba, z gminnych rozproszonych wieści,
Świat fantastycznych wywoła powieści.

XII.

Pustynia, coraz rozwija się szerzéj,...
Jak wielka karta u stóp moich leży,
Pusta... bo człowiek uląkł się przyrody,
Nie chciał, czy nie śmiał z dziką iść w zapasy, —