Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/164

Ta strona została przepisana.
X.

Przy ogniu, który starszyzna zebrana
W prawo i w lewo, od swego sułtana
Obsiadła, we dwa schodzące się łuki,
Wystąpił Bakczy,[1] — i różnemi sztuki,
Łamaniem ciała, mimiką szaloną,
Pragnął poważne rozweselić grono;
A lud — widowisk i zabaw nie syty,
Zbiegał się, tłoczył, ustawiał rzędami,
Jeden nad drugim, głowy nad głowami,
Rosły jak piętra, jak mur jednolity;
Tak, że ognisko złocąc swemi blaski,
Koła za kołem, tej dziwnej opaski,
Zdało się, gwiazdą strąconą śród cieni,
W krąg fantastycznych ujętą pierścieni.

XI.

Bakczy się rzucał, wyginał i krzywił,
Wywodząc z gardła, głos dziki, zwierzęcy,
Im mocniej wrzeszczał, im łamał się więcéj,
Tem lepiej widzów i bawił, i dziwił;
Poczwarne gesta i najdziksze ruchy,
Wzniecały w tłumie radości wybuchy.
Lecz najśmieszniejszą dla widzów miał postać,
Kiedy z potężnéj misy napełnionéj
Po brzeg kumysem,[2] zębami chciał dostać
Pieniążek srebrny na jej dno rzucony;
jak się przyczajał, potem oczy mrużył,
Kiedy się twarzą w kumysie zanurzył,
Jak się następnie podrywał od ziemi,

  1. Bakczy, czarnoksiężnik, lekarz, trefniś; zazwyczaj wszystkie te przedmioty łączy, bakczy w jednej osobie.
  2. Kumys, napój upajający, robiony z mleka kobylego.