Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/172

Ta strona została przepisana.

I odblask żaden od cudnej przyrody,
W nim się nie przejrzy, jak w czystem szkle wody;
To chyba cieszy, że nie widzę rzeczy,
Na które wzrok się zasmuca człowieczy.

II.

Nieraz — gdy noc mnie śród stepów zastanie,
I na grobowym przylegnę kurhanie,
Sen nie przybywa — myśl pomimo chęci,
W ubiegłych czasów błąka się pamięci,
Posłuszna ręka, zaraz w akord trąca,
Jakby w nim była siła czarująca.
Duchy praojców, po gwiazdy promieniu,
Schodzą, by śpiewu posłuchać w milczeniu.
Widzę ich wtenczas — niecielesnem okiem,
Jak w zadumaniu, poważnem, głębokiem,
Stają nademną, chwytają słów dźwięki,
Czy w nich ślad znanej, pozostał piosenki?
Oni — od stepu, od synów chcą wieści,
Owianych wonią rodzinnego kraju;
Cóż im zaśpiewam?... jęk chyba boleści
Z piersi wyrwanej!... odniosę do kraju. —

III.

Miałżem ich smucić — najsmutniejszem pieniem? —
Że karawana dręczona pragnieniem,
Nie znajdzie źródeł, gdzie płynęły wprzódy?