Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/206

Ta strona została przepisana.

Tak, aby obok śpiących nie zbudzić,
Jak cień się przemknął zakrytym wchodem;
Sądząc, że nocnych powiewów chłodem
Potrafi ogień piersi przystudzić.
Błąkał się długo — lecz noc milczeniem
Nie uciszyła burz w jego łonie.
Gdzie szedł... nie wiedział. — Aż z zadziwieniem
Dostrzegł, że nie on sam tylko czuwał,
Bo z jednej jurty stojącej w stronie,
Dym się otworem wierzchnim wysuwał
I wił, olbrzymim słupem w niebiosy.
Podchodzi... staje... słyszy dwa głosy...
Głos jeden wstrząsł nim, — a złością drżący
Już chwytał za nóż z boku wiszący...
Lecz się opomniał... O! nie,... on tylko
Chciał niewidzialnym pozostać świadkiem
Zamiarów wroga; — a więc, ukradkiem
Podpełzł ku jurcie, podniósł wojłoku
I ciekawemu dał wstępy oku.


∗                              ∗

Bij, siedział w głębi, długi wąs gładził
I patrzał okiem pełnem zdziwienia
Na starca, który w okół płomienia
Nożem na piasku krąg oprowadził.
Starzec dziwacznie i pstro odziany,
Miał twarz surową, wzrok obłąkany;
Wziął gęśl, wszedł w koło, i rzutem ręki
Dobył z strun, dzikie, ponure dźwięki.
Brząknął — i długie dawał przestanki