Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/245

Ta strona została przepisana.

«O! mój ty! rzekł, mój wierny, mój dzielny rumaku!
«Już ty innemu pójdziesz służyć panu,
«Turek do swego wprowadzi cię khanu,[1]
«Zamknie cię w miejscu ciasnem i niezdrowem,
«Już nie odetchniesz powietrzem stepowem;
«Na twe spotkanie nie wyjdą na wzgórki,
«Moje małżonki, moje piękne córki,
«I zmęczonego po drodze i znoju,
«Nie pójdą poić do jasnego zdroju;
«Nie będą pyłków z śnieżnej szyi zmiatać,
«Ani twej grzywy w warkocze zaplatać;
«Nikt ziarnka prosa w swej ci dłoni nie da,
«Bo pewnie Turek, psom cię Giaurom przędą;
«O! nie! mój koniu, mój druchu poczciwy,
«Ty będziesz wolny, i wrócisz szczęśliwy.
«Gdy mamy ginąć!... niechaj ja sam ginę...
«Leć już i pociesz mą biedną rodzinę.»
To mówiąc, chwycił za pęto ustami —
Długo się sili i długo mocuje,
Szarpie i gryzie, i targa i żuje,
Aż sznur włosienny pękł, ścięty zębami.


∗                              ∗

Poczuł koń, że jest wolny, parsknął... strząsł się cały,
Spojrzał na swego pana, i stał jak zdumiały...
Zdało się, że myśl człeka badał i — przeniknął.
Bo wpół, za pas zębami swego jeźdźca chwyta,
Wzniósł w górę — i po błoniu grzmią tylko kopyta...

  1. Khan, znaczy toż samo co karawana, seraj i odpowiada w pewnej części naszemu domowi zajezdnemu.