Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/246

Ta strona została przepisana.

A tentent, coraz dalej głuchnął, cichnął, niknął...
Ockniona straż turecka rzuca się do koni...
Lecz gdzie i za kim gonić? — «Nadaremna jazda,
Rzekł któryś — to Dżinn[1] pewno przemknął się po błoni!»
Bo jako błędna w noc letnią gwiazda,
Gdy się oderwie z niebios zenitu,
I przez otchłanie leci błękitu —
Tak pędził rumak ze swoim panem.


∗                              ∗

Już przebiegł pole i pnie się w góry,
Wyżej i wyżej — aż tam, gdzie chmury
Wierzchołek mglistym wieńczą turbarnem;
Z gór się wijącą spuszcza drożyną,
Pomiędzy łomy, głazy, zawały,
Co się być zdają spadłą lawiną
W tysiączne kształty strzaskanej skały.
A od podkowy, z drogi krzemiennej
Sypie się za nim szlak iskr promienny.
I pędzi dalej — trafił na parów
Głęboki, ciemny — przepaść, nie wstrzyma...
Dał skok — przesadził — i już go nie ma,
Tylko się tentent został śród jarów.
I pędzi dalej; — przybiegł do rzeki,
Cisnął się w nurty ze stromej ściany,
Pękają fale, pryskają piany...
Dopłynął brzegu... i już daleki...
I już śród stepów piersiami porze
Bałwany żwirów i piasków morze.

  1. Dżinn, zły duch.