Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/257

Ta strona została przepisana.

ośmieli zbliżyć się ku niemu. Na to zaprzysiągł Antar, a nigdy napróżno nie dawał przysięgi.
Stoi... głód rwie jego wnętrzności, ale on go umie pokonać.
Spalone skwarnem słońcem powietrze, bez najmniejszego powiewu, drży, trzęsie się, miga nieznacznym płomieniem, podobnym temu, który się wije po rozpalonem żelazie, a migocące blaszeczki, podobne gęstym igiełkom ognistym, bystro przesuwają się w powietrzu przed jego oczyma; lecz cała okropność znojów pustynnych nie zmusi go nawet z miejsca się ruszyć. Ziemia płonie pod jego stopami, on to znosi cierpliwie i stoi niewzruszony, oczekując, dopóki struś lub sarna nie przebieży pustyni, aby w mgnieniu oka wskoczyć na konia, dognać zdobycz i włócznią zadać jej raz śmiertelny.
Co to się porusza między kępami piasku, naniesionego wiatrem u blizkiej skały podnóża? — to pewno gazella. Antar już na koniu, z włócznią ponad głowę wzniesioną. Nie omylił się: była to gazella, mała, lekka, prześliczna. Balka, również ją poznała i pędem strzały puściła się w tę stronę; przyuczona, nie potrzebuje, aby jej uzda wskazywała kierunek; myśl jeźdźca nią kieruje, a ona wyprzedza myśli swoim polotem.
Antar dopędzał już gazellę i nie dalej był od niej, niż na wystrzał łuku; nagle usłyszał ponad głową szum straszny w powietrzu, które czarnym ściemniało cieniem. Podniósł głowę i ujrzał niezmiernej wielkości drapieżnego ptaka, który wiosen-