Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/260

Ta strona została przepisana.

Skoro tylko Antar otworzył oczy, dwóch niewolników zbliżyło się do jego łoża, i z poszanowaniem padłszy na kolana, podało mu wodę, pachnące mydło i złotem przetykane ręczniki, a dwaj drudzy skropili go wonnościami.
— Na Boga!... — zawołał zdumiony Antar, zrywając się z posłania! — co to znaczy?... gdzie jestem?... kto wy jesteście i czego ode mnie chcecie?...
Wszyscy eunuchy i niewolnicy uderzyli czołem i rzekli:
— Ja, sidi! o godny panie! jesteś gościem u najszlachetniejszej, najwstydliwszej, najcnotliwszej wielkiej królowej Tedmoru, której panowanie niechaj się przedłuża aż do skończenia świata!... Nam rozkazano służyć ci i oddawać cześć taką, jak jej samej.
— Niech na was spadnie przekleństwo ojca waszego! — zawołał z najwyższym gniewem Antar: — wy żartujecie ze mnie... Ja nie znam waszej królowej i nigdym nie słyszał, aby ktokolwiek w tych rozwalinach panował. Jestem synem pustyni i nie bywałem nigdy gościem monarchów. Mnie tu nieznośnie!... oddajcie mi klacz moją — ona mi droższa nad wasze królestwa, podobnej bowiem w całym niema stepie.
— Dostojny panie, — mówili słudzy, schylając się do ziemi, — klacz twoja je teraz siano z róż i tulipanów, i pije wodę ze śniegu gór Libańskich. My twoi niewolnicy, lecz ty, panie, nie możesz