Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/274

Ta strona została przepisana.

jako mgła poranna i zostawia po sobie nieprzyjemne uczucie.
Cóż ci mam jeszcze powiedzieć, królowo? Kiedym zmiótł z powierzchni ziemi wszystkie oczom moim nienawistne istoty i kiedy już nie miałem ani przyczyny do zemsty, ani przedmiotów nienawiści, uczułem wtenczas w sercu najsroższą tęsknotę, i wśród świetnej, jasnej i ludnej pustyni, ujrzałem siebie otoczonego drugą pustynią niezamieszkaną, martwą, zimną, bladą, ponurą, gdzie słońcem — fatalność, wiatrem — strach, a rosą — łzy. Bezustannie czuję w ustach słony smak krwi ludzkiej, wokoło sobie zapach trupi. Spojrzyj na moje ręce... na nich skóra zeschła, jak gdyby od palącego dotknięcia zazdrośnika; kości we mnie zdają się być nie moje, ale cudze — bez życia, skamieniałe, chłodne i ciężkie, jak kości zdrajcy, w pieczary przez hyeny zawleczone; krew moja gorzka, zatęchła, podobna wodzie, pokrytej zieloną pleśnią solniaka. Ona mi pali żyły i w gardle odzywa się rozpaczą. Zgnilizna z zabójstwa zalęgła się w mojej piersi, i czuję, jak rdza, krwawymi zębami szarpiąc moje serce, zwolna je pożera. Ja zemsty pragnę! sam nad sobą mścić się będę, jeżeli ty nademną się nie zlitujesz. Przyszedłem prosić cię, królowo, ażebyś mnie ocaliła... Zemsta największą jest słodyczą, ale okropne po niej następstwa.
— To zwyczajne skutki wszystkich uciech naszego życia, — rzekła Peri — lecz wiedz, synu