Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/280

Ta strona została przepisana.

się wilkom i sępom trucizną! Niech skosztowawszy zgorzkiego ciała człowieka, karmionego chlebem namiętności, zwanych u nas tkliwemi, wzniosłemi i szlachetnemi, opowiedzą towarzyszom swoim w górach Emamy, jaki jest smak szczęścia ludzkiego. Powiedz zatem, królowo,, jak się nazywa ta trzecia słodycz?....
— Miłość! — odpowiedziała Peri.

— Miłość!?... — krzyknął Beduin; — miłość ma być słodyczą?... Ja zawsze sądziłem, że ona tylko męczarnią... Ach! królowo, jam już doświadczył miłości!... Lat temu dziesięć, nad brzegiem potoku, w pobliżu którego czerniły się jurty[1] nienawistnego mi pokolenia, spotkałem dziewicę rajskiej urody, w długiem, błękitnem odzieniu, swobodnie na głowę zarzuconem, z pod którego, przy każdym wiatru powiewie, połyskiwała twarz świeża i śliczniejsza od pełnego księżyca, wychylającego się nocą z za obłoku i kryjącego się natychmiast za drugim. Czerpała wodę... a gdy stanęła, to kibić jej równością swoją zawstydzała trzcinę, rosnącą u źródła potoku; gdy się schylała lub podnosiła, ciało jej wydawało się zwinniejsze, niż czarnej żmii, wijącej się po piasku, rozpalonym słonecznym skwarem południa. W dużych, okrągłych jej oczach błyszczał ten jasny, czarujący promień tkliwości, jaki połyska w spojrzeniu łani, gdy zwracając swą gładką i lśniącą szyję, spogląda na

  1. Jurta namiot Kirgiza, pokryty wojłokiem.