Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/365

Ta strona została przepisana.

Że ja... niewiasta rumienić się muszę,
Żeś jednę chwilę był w mem sercu panem;
Gdy do purpury stworzoną swą duszę
Kłamstw i podłości okryłeś łachmanem...
Pogardzam tobą.

Twardowski.

O Hanno! po coś to słowo wyrzekła!
Marzyłem, że ty duszę moją zbawisz,
Oczyścisz z grzechów — poprawisz...
A ty ją strącasz do piekła?
Twoja niewinność i wiara i wdzięki,
Obłąkanemu w ciemnej błędów nocy,
Były jak promień niebieski jutrzenki,
Jak śpiew anielski — przy których pomocy
Miałem z ziemskiego podźwignąć się kału,
I w ślad za tobą, jak za czystym gońcem,
Więzy szatańskie strząsając pomału,
Chciałem się podnieść aż do ideału,
Któregoś ty — była słońcem.

(po chwili namysłu)

Kto straci wiarę, kto raz na bezdroże,
Na to burzliwe namiętności morze
Łódź swą skieruje, — jeżeli go w biegu
Nie wstrzyma nagle Wyższej Łaski promień,
Już on nie łatwo pokona ów płomień,
Który go żenie, który go od brzegu
Zbawczego zdala trzyma — i wciąż miota
Dumą — w obłoki, rozpaczą — w otchłanie;
Wówczas, niech piękna błyśnie nad nim cnota,