Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/44

Ta strona została przepisana.

Gdziebyśmy z sobą byli we dwoje...
Tak!... w świat się puszczę... na krwawe boje,
Zginę!... o! pewnym, — wzrok jej niebieski,
Nie... nie odmówi choć jednej łezki...
Pójdę do Węgier... nie... do cesarza,
Ona tam była... usłyszę o niej...
Cesarz, rycerskich ludzi poważa
I potrzebuje walecznej dłoni.
Kraj tam bogaty!... snadnie, za męztwo
Dadzą mi jakie hrabstwo lub księztwo...
Wówczas powrócę... przylecę ptakiem
Z licznym i świetnym dworzan orszakiem.
Będąż się dziwić ci, co mnie znali...
Ona się zdziwi... kto wie... w tej dobie...
Książę już stary... może w żałobie...
Może...“
I myślą nie śmiał iść dalej.

IX.

Lube marzenia przerwał niespodzianie
Daleki szelest — przybliża się... wzmaga...
I obudzona na ten szmer uwaga,
Coraz wyraźniej rozróżnia i słyszy
Chód — wolny, ciężki; i kija stukanie
Co zgrzybiałości zwykle towarzyszy.
Wnet baczne oko wyłamało z cienia
Formę postaci przez kościół sunącej,
Która doszedłszy do lampki wiszącej,
Drżąc, zapalała świecę u płomienia.
Byłto mąż stary — kapłan — człowiek święty;