Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/48

Ta strona została przepisana.

I na świecznik złożył Jego —
Tam, śród cieniów lśni żywota
Jak ta lampa co blask miota
Przed ołtarzem Przedwiecznego.

XIII.

Zegar na wieży pół nocy wybijał...
A dźwięk ostatni, jakby jęk żałoby
Jeszcze się echem śród sklepień odbijał;
Gdy wielki kamień, co przykrywał groby
Zatrząsł się... ruszył... odwalił do góry
I padł, na ciemne posadzki marmury.
Wyskoczył szkielet i zgięty nad grobem,
Innym podawał, rękę wyschłą, białą,
Dźwigał ich na wierzch — tak, że tym sposobem
Dziesięć wymarłych pokoleń powstało.
Tłum, co z trzechwiecznych poruszył się leży,
Złożon — z dam, panów, księży i rycerzy,
Zwiększył się jeszcze orszakiem dość licznym
Piszczków, bębnistów z naczyniem muzycznem.
Muzycy — siedli u bocznej kolumny,
W piszczel spruchniałą dmąc niby w piszczałki,
Na miejscu kotłów mieli wieko trumny,
A mniejsze kości służyły za pałki.
Zgodnemi tony zagrała muzyka
Owe cmentarne, przeraźliwe śpiewki,
Gdzie skrzyp blaszanej z dachu chorągiewki,
Hukanie sowy, kwilenie puszczyka,
Niesforną nutą przypada do miary.
Brzmią... Tanecznicy pobrali się w pary,